05.03.2013
Lord Vader nie dał się chorobie. Tutaj po prawie 2 miesiącach.
09.02.2013
Lord jest teraz w domu tymczasowym. Przez 2 tygodnie był w szpitaliku. Dostawał codziennie zastrzyki i kroplówki. Teraz dostaje tabletki na wzmocnienie.
Niestety ciągle nie jest w formie. Po odstawieniu leków katar wraca, poza tym ciągle ma gorączkę. Podejrzewaliśmy białaczkę, dlatego wczoraj miał robione testy. Na szczęście są negatywne, więc gdyby ktoś chciał wziąć go do domu, to nie stanowi zagrożenia dla innych kotów.
Kocurek jest spokojny i jakby zrezygnowany. Ale je i pije, a to najważniejsze. Mamy nadzieję, że się nie podda i wciąż będzie walczył!
Jak widać z kocurkiem jest już lepiej. Nie ma zaropiałych oczu, ma apetyt, a przy tym okazało się, że jest bardzo miłym i spokojnym kotem.
30.01.2013
Lord Vader dzielnie walczy, zaczął w końcu jeść! W piątek będziemy musieli jednak już zabrać go do domu tymczasowego, którego na razie nie mamy...
Musi posiedzieć jeszcze trochę i całkiem wydobrzeć zanim zostanie odwieziony na swoje miejsce.
Kocurek jest niekastrowany i nie wiadomo czy będzie, bo jest w podeszłym wieku i mógłby nie wybudzić się z narkozy.
28.01.2013
Teraz już wiadomo, że jest stary, może mieć nawet ok. 14 lat.. I ma 3 zęby, a właściwie 2,5. :-)
Już tak nie charczy, oczy czyste, ale siedzi biedak smutny, a właściwie to leży w kuwecie... Dostaje kroplówki i zastrzyki. Ciągle nie chce jeść ani pić. Zanim dojdzie do siebie, to trochę czasu minie.
Dostał imię Lord Vader :-)
Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy już mu pomogli.
23.01.2013
Ten dzień dla kocurka byłby zapewne ostatnim. Potrzebna była natychmiastowa pomoc. Oddycha z trudnością, jest mocno odwodniony, ogromny katar nie pozwala mu ani jeść, ani pić. Oczy w stanie tragicznym. Z przykrością musimy napisać, że schronisko w Zielonej Górze, mimo umowy z Urzędem Miasta i dotacji na ten cel - odmówiło jakiejkolwiek pomocy paniom, które tam się zwróciły prosząc o ratunek dla kota. A liczyły się przecież godziny... Mógł nie dożyć rana, zwłaszcza w taki mróz.
Nie wahaliśmy się. Nie zważając na nic - pojechaliśmy po kota, a potem do lecznicy. Kocurek, mimo, że "wolno żyjący" - bez oporu poddał się wszystkiemu. Nawet zastrzyki nie zrobiły na nim wrażenia... Błagał o pomoc.. Ledwo oddychał..
Czarnuszek teraz jest bezpieczny, dostał zastrzyki, kroplówkę i został w szpitaliku.